SŁOWO OD ANDRZEJA MAJEWSKIEGO

Początkowo miałem zamiar zamieścić tutaj swoje refleksje i przemyślenia, ale doszedłem do wniosku, że niech ktoś inny pisze oceny…

Chcę ocalić od zapomnienia ludzi ( twarze ich wszystkich potrafię przywołać przed oczyma) i wydarzenia, które tworzyły mój artystyczny świat.

To raczej kronika działalności i tak ją proszę traktować. Muszę tylko mocno zasygnalizować jedno – miałem i mam nadal ogromne SZCZĘŚCIE do LUDZI, którzy mnie otaczali i otaczają. I to począwszy od moich Szefów i Bliskich Współpracowników w miejscach pracy, różnych Odszczepieńców ze świata teatru nie tylko amatorskiego a na aktorach moich teatrów kończąc. Nie będę wymieniał Ich nazwisk, bo jeszcze nie daj Boże Kogoś pominę.

A jeśli dodam do tego niezwykłą przychylność Mediów ( nie tylko lokalnych ) wobec moich poczynań, to brzmi to aż nieprawdopodobnie.

Muszę w tym miejscu wymienić chociaż moich lokalnych Mentorów z lat 80-tych XX wieku w osobach Feliksa Rajczaka, Wojciecha Chmury, Sławmomira Kołodziejczyka, Marka Perczaka i Krzysztofa Lisieckiego. A obok Nich obecna aż po pierwsze lata nowego stulecia Joanna Pawłowska.

Od początku tego wieku Osób wspierających medialnie moje działania przybyło ( Redaktorzy „Dziennika Łódzkiego”,”Siedmiu Dni”,”Nad Wartą”,”Extra Tygodnika”,portalu „ezdunska” oraz Ekipy Telewizji Lokalnej „ZW MEDIA” i „Naszego Radia”)- jest ich zbyt wielu,aby wymienić wszystkich…

Ale to właśnie ONI WSZYSCY pozwalają mi nadal pobłażliwie traktować całą „sforę maluczkich zazdrośników”, co to na pewno nie pomogą, ale zatruć życie to i owszem potrafią. To takie nasze, polskie…

A słowa najwyższego UZNANIA należą się mojej MAŁŻONCE WIELCE SZANOWNEJ MIROSŁAWIE ( wszelkie inne odmiany wskazane np.Mirusi, Miruni, Mireczce ), bez której tolerancji i wyrozumiałości mieszkałbym teraz pewnie w ziemiance…

c.b.d.u

Niestety 1 stycznia 2012 r. moja Żona zmarła…

Mimo to, a może właśnie dla Niej zapraszam do lektury.